Żyć Dobrze

Piwa naszego powszedniego…

Piwa naszego powszedniego…

W staropolskich domach złocisty trunek był nie tylko stałym towarzyszem wszelkich biesiad czy uroczystości rodzinnych. Od wieku dziecięcego aż do jesieni życia nasi sarmaccy przodkowie powszechnie zaspokajali nim swoje pragnienie. Szczególna rola przypadła piwu na wsi, gdzie niedostatki pożywienia uzupełniano tym właśnie trunkiem. Dzięki swej kaloryczności (1 litr zawiera od 200 do 1600 kcal, w zależności od tego jaka ilość słodu została zużyta do warzenia piwa) pozwalał skutecznie uzupełnić niedobór odpowiednich dla organizmu składników. Dzienne spożycie piwa na dorosłego mieszkańca np. Prus Królewskich wynosiło od 1 do 2 litrów.

 

Na wsi gatunki piwa znacznie różniły się od tych występujących w miastach. Piwo robione na potrzeby chłopów zazwyczaj występowało w postaci cienkusza, lekkiego trunku sporządzanego najczęściej bez dodatku chmielu. Gorsza jakość warunkowała niższą cenę. Tym samym każdego było na nie stać i dlatego stanowiło trunek najbardziej popularny aż do drugiej połowy XVII wieku, kiedy to na szeroką skalę rozwinęła się produkcja wódki.

Dzieci karmiono polewką piwną z dodatkiem chleba, gimnazjalna młodzież w mieście również otrzymywała zupę z piwa lub samo piwo, które stawiano na równi z innymi posiłkami. Zaopatrywano w nie szpitale, sierocińce i więzienia, gdzie stanowiło istotny element niezbędnej strawy. Powszechny zwyczaj picia piwa zagościł na spotkaniach bractw rzemieślniczych, a robotników dniówkowych często wynagradzano litrami trunku.

 

Złoty środek

W medycynie epoki nowożytnej, kiedy rzadko rozpoznawano źródło choroby, a ludowa wiara w rzucanie uroków i odwoływanie ich zastępowała właściwe leczenie, często jedynym skutecznym sposobem zapobiegania chorobie było ziołolecznictwo. I choć nie zawsze udało się przywrócić chorego do zdrowia, ziołowe odwary przynosiły ulgę cierpiącym. Piwo traktowano z jednej strony jako rozpuszczalnik ziół, z drugiej stosowano je jako dodatek do rozmaitych medykamentów.

W grzanym piwie podawano np. leczącą wszystkie choroby driakiew. Lekarstwem na żółtaczkę był mieczyk warzony w browarnianym napoju. Na bóle zębów najskuteczniejsza okazywała się ciepła mieszanka piwa z chmielem, który zwiększał jej dezynfekujące działanie. Wskazana była również do płukania chorego gardła. Jeśli ktoś został ukąszony przez żmiję lub ugryzł go wściekły pies, podawano mu odwar z korzenia lubczyku warzonego w piwie. W occie piwnym grzano skórkę żytniego chleba, która leczyła potłuczenia.

Powszechne zastosowanie w medycynie ludowej miały piwa ziołowe, które uboższym warstwom ludności zalecano pić w czasie panowania zarazy. Piwo z anyżem lub kminkiem regulowało trawienie, usuwało kolkę i wzdęcia. Wierzbowe piwo stosowano na problemy nerkowe, z dodatkiem kopru - na kaszel i choroby oczu. Piwo z rozmarynem leczyło serce i regulowało cykl menstruacyjny.

Dodatkowo do celów leczniczych wykorzystywano wysuszony słód piwny, który starty na mąkę rozpuszczano, a uformowane z niego plastry przykładano na guzy, wrzody i rozmaite „zapuchłe twardości".

 

Płyn wiecznej młodości

Dama dbająca o gładkie lico nie mogła obyć się bez kąpieli w białym piwie, które czyniły skórę gładką i zdrową. Podobne działanie przypisywano grzanemu piwu z kminkiem lub z tłuczonym z masłem koprem włoskim, który to specyfik należało pić rano na czczo oraz przed. Na obolałe od tańca nogi zalecano godzinną kąpiel w piwie z dodatkiem masła.

Złoty trunek uważany był też za skuteczny środek wpływający na potencję...

 

Polewki i odwary

Zastosowanie piwa jako pożywienia miało rozmaite przyczyny. Z jednej strony uzupełniało ubogą chłopską dietę, z drugiej traktowane było jako lekka strawa w zestawie śniadaniowym szlachty i magnaterii.

Ranne posiłki obfitowały w biermuski, gramatki, chlebówki - polewki piwne z dodatkiem cukru, jaj, szafranu lub cynamonu i z kawałkami chleba. Równie często jadano je w porze podwieczorku, na ciepło lub na zimno.

Tanie, pożywne i lekkostrawne, przyrządzane ze słabszych gatunków piwa, zupy stanowiły w staropolskim menu ubogich i bogatych danie nie tylko powszednie. W poszczególnych okresach roku kościelnego traktowano je jako dania postne, a więc skromne i niewyszukane.

Piwa i octu z niego powstałego używano w kuchni nowożytnej do przyprawiania sałaty, zmiękczania twardego, suchego mięsa, a drożdży piwnych do wypieku chleba i ciast. Na zamożniejszych stołach gościły gotowane w piwie ryby, raki i galarety, do zrobienia których niezbędny był piwny wywar.

Maria Ochorowicz-Monatowa, Uniwersalna książka kucharska.

 

Czas na przysmak - zupa piwna

Półtora litra piwa zagotować pod przykryciem, aby nie zwietrzało i zaprawić pół litrem kwaśnej śmietany, którą rozbić z trzy czwarte łyżki mąki, zagotować raz i wsypać cukru do smaku. Wlać do wazy kipiącą na pokrajany w kostkę twaróg. Z czym jadamy zupy to już nasza sprawa. Każdy jak lubi. Smacznego.

 

Rycerze kuflowi

Ze wszystkich korzyści, jakie dawało picie piwa, najbardziej cenione były sarmackie zabawy. Te wesołe, nadzwyczaj lubiane przez szlachtę wydarzenia kończyły się spełnieniem osobliwych toastów: gdy szlachcic nie wypił jednym haustem garnca piwa, wtórujący mu przyśpiewką kompani uzupełniali „za karę" naczynie do pełna, a potem jeszcze raz i ponownie... aż delikwent podołał zadaniu, co miało o nim świadczyć jak najlepiej. Sarmackie zabawy nierzadko niestety kończyły się bójką w karczmie albo obrabowaniem zamroczonego już szlachcica.

Ponieważ wyznawano zasadę: Kiedy dobre piwo, pijmy je co żywo, nie brakowało wśród pospólstwa opilców i wiecznie podchmielonych zawadiaków, którzy bez przerwy zakłócali publiczny porządek, prowokując bójki i utarczki.

Oczywiście upijanie się prowadziło do utraty apetytu, przewlekłych bólów głowy, zaburzeń wzroku, a nawet padaczki. Co niektórzy stosowali przeciw upijaniu się niezawodne środki: np. pili przed zabawą olej migdałowy, a w trakcie biesiady jadali gorzkie migdały.

Z dobrodziejstw płynących z kosztowania piwa i traktowania go jako pożytecznego dla organizmu trunku umieli korzystać nieliczni, ci którzy zasięgając porad lekarzy przekonywali się, że smakowity, niezbyt mocny trunek z pewnością może być pożyteczny. Pozostali lekkomyślnie nadużywali popularnego napoju i jak to opisuje ks. Jędrzej Kitowicz: Tam, gdzie piwo było w modzie, pili go od śniadania do obiadu, od obiadu do poduszki, co nikomu nie mogło wyjść na zdrowie...

Jak widać nasze skłonności mają swoje podłoże w przeszłości. To nie nasza wina, że lubimy piwo. I dobrze.

Wykorzystano fragmenty publikacji z poradnia.pl