Hyundai Veloster - spójrzcie dokładnie na niego z każdej strony. Możecie stanąć twarzą w twarz i na pewno od razu zauważycie wspaniałe, mocne reflektory, szeroką gębę która uśmiecha się do każdego, nie rzucający się logotyp marki i sporych rozmiarów światła halogenowe. Przyznam się szczerze, że miałem pytania o „pseudowloty" powietrza znajdujące się tuż pod przednimi kloszami reflektorów. Panów nieco poniosła fantazja, albo już na etapie ich rysowania wiedzieli, że pod maskę tego samochodu trafi mocny silnik i trzeba będzie go odpowiednio chłodzić.
Najlepiej na niego patrzeć z półprofilu. Z boku Veloster wygląda jak niedorobiona pisanka. Z prawej strony są tylne drzwi, ale z lewej jest ich brak. To celowe działanie.
18 calowe koła z ogumieniem o niskim profilu nie za bardzo chcą współgrać z naszymi drogami. Dołączając do tego twardą charakterystykę zawieszenia mamy fatalny skutek w postaci różnych żyć. Nadwozie sobie, koła sobie, zawieszenie sobie. Trudno nad tym zapanować na drogach, które pełne są poprzecznych nierówności, wszelakich dziur i kolein. Takie zestawienie sprawdza się tylko na nowo oddanych do użytku autostradach. Wówczas Veloster mknie po nich jak po szynach. W innym przypadku bądźcie czujni i to podwójnie.
Silnik jest dla mnie wielką zagadką w tym samochodzie, bo sportowy wygląd, ogromne koła, dwa wyloty spalin z tyłu wielkości 21 calowego telewizora, napompowane błotniki, ciekawość w oczach, płetwa rekina BMW na dachu...wloty powietrza umieszczone na masce...to tylko niektóre elementy sugerujące nam, że w Velostrze bije serce o mocy co najmniej 200 KM. I tutaj kompletne rozczarowanie. Odpalacie i słyszycie kogoś kto pali papierosy od 40 lat. Podbiegnięcie do przystanku autobusowego będzie wielkim wysiłkiem, a co tutaj mówić o sprincie na setkę. Tak samo jest Velosterze. Naciskacie na gaz i jedziecie, ale nic nie wgniata w fotel. Czuję się jak ociężały facet po zjedzenie podwójnej porcji golonki i wypiciu litra piwa. Hyundai Veloster chciałby pomknąć jak strzała ale nie ma kto dać mu siły rozpędowej. 140 KM to kropla w morzu potrzeb tego pojazdu.
Najgorzej jest z wyprzedzaniem litewskich ciężarówek. To ryzyko, które podejmowałem naprawdę w ostateczności. Ale coś za coś. Brak sportowych osiągów sprowadza nas do pionu i nakazuje jeździć jak Hyundai przykazał. Zmieniamy biegi po wysłanej komendzie z komputera, a wyświetlanej na centralnym ekranie między zegarami. Raduje zużycie paliwa, bo średnio podczas całego testu zaledwie 7 litrów benzyny na 100 kilometrów. To świetny wynik. Choć przyznaję, że dla 100 KM więcej pod maską byłbym w stanie zaakceptować większe spalanie.
W środku zadziwiająco dużo miejsca, nawet na tylnych siedzeniach. Wszakże wysokie osoby mogą obijać głową o opadającą linię dachu, w tym przypadku szybę, ale można też przez nią podziwiać niebo, wysokie budynki....reszta świetnie uporządkowana - prawie jak w modelu i40. Fotelom trudno coś zarzucić. Udało się dobrze wyprofilować oparcie, a siedzisko zadowoli posiadaczy długich nóg. Bagażnik /320 litrów/ w zupełności wystarcza do przewiezienia dużej ilości szpargałów. Jest bardzo głęboki, a jedyne co przeszkadza / szczególnie podczas dużej siły wiatru/ to dzielona tylna półka. Po prostu zamykając klapę bagażnika uważajcie, bo może ją najzwyczajniej w świecie.
Hyundai Veloster to samochód trochę kosmiczny, ale jakby niedokończony. Takie wrażenie robi przy pierwszym spotkaniu. Jednak w miarę upływu czasu zaczynamy doceniać fakt jednych drzwi z tyłu, które mają służyć bezpieczeństwu i wygodzie zamocowania fotelika dziecięcego. Wygląd nie podlega żadnej dyskusji i bez dwóch zdań sporo w nim ponadczasowości. Niestety mankamenty dotyczące pracy zawieszenia i słaby silnik jak na to co sugeruje wygląd burzą idealny obraz koreańskiego kosmity. To dziwne, bo posiadając w parku model Genesis taka wpadka nie powinna się zdarzyć. Nie wspominałem jeszcze o cenie. Ta do niskich nie należy. Testowana wersja Hyundaia Veloster to wydatek ponad 95 tysięcy złotych. Sporo jak za sam wygląd.
Sławomir Herman