Do niedawna z uśmiechem i niedowierzaniem przyjmowaliśmy informacje o idiotycznych wyrokach związanych z tak zwanym molestowaniem, gdy karany był ojciec za trzymanie córki na kolanach. Teraz coraz częściej i my wpadamy w szpony absurdu zabijając zwykłe ludzkie zachowania intymne, które z seksem nie mają nic wspólnego.
Powoli i u nas przypisuje się prawie każdemu kontaktowi cielesnemu aspekt seksualny. Błąd ten staje się źródłem znacznego i zupełnie niepotrzebnego ograniczania intymności. W intymności między rodzicami a dzieckiem nie kryje się nic seksualnego. Charakteru seksualnego nie ma ani miłość rodzicielska, ani miłość dziecka, podobnie jak nie musi mieć takiego charakteru miłość między dwoma mężczyznami, dwiema kobietami, czy nawet między mężczyzną a kobietą.
Miłość jest miłością, czyli wzajemną więzią emocjonalną, a ewentualne uczucia o charakterze seksualnym są sprawą drugorzędną. W ostatnich czasach zaczęliśmy jakoś nadmiernie akcentować element seksualny we wszystkich tego rodzaju związkach. Mając do czynienia ze związkiem, który zasadniczo nie ma charakteru seksualnego, a występują w nim tylko jakieś nieważne elementy o zabarwieniu seksualnym, automatycznie czepiamy się właśnie ich i z myślą o nich wyolbrzymiamy je ponad wszelką miarę.
Skutkiem tego jest masowe tłumienie nieseksualnej intymności cielesnej, co odnosi się do stosunków między rodzicami a ich potomstwem (kłania się Edyp), między rodzeństwem (kłania się kazirodztwo), między przyjaciółmi tej samej płci (kłania się homoseksualizm), między przyjaciółmi płci przeciwnej (kłania się cudzołóstwo), a wreszcie między wieloma innymi przypadkowymi przyjaciółmi (kłania się rozwiązłość).
Wszystko to jest w jakiś sposób zrozumiałe, ale chyba zupełnie niepotrzebne. Dowodzi to, że w naszych relacjach prawdziwie seksualnych nie uzyskujemy, być może, pełnej satysfakcji erotycznej płynącej z intymności cielesnej. Gdyby intymność seksualna w naszym związku z partnerem lub partnerką była wystarczająco intensywna i rozległa, nie istniałaby już potrzeba rozciągania jej na inne typy więzi, a wówczas moglibyśmy się rozluźnić i cieszyć nimi bardziej, niż ośmielamy się to robić obecnie. Gdy jednak podlegamy zahamowaniom i frustracjom w sferze seksu, to oczywiście sytuacja jest zupełnie inna.
Obowiązująca obecnie rezerwa w dziedzinie kontaktów cielesnych, nawet tych, które nie mają zabarwienia seksualnego, doprowadziła do pewnych dziwnych anomalii. Na przykład przeprowadzone ostatnio w Ameryce badania wykazały, że kobiety czują się niekiedy zmuszone do uprawiania przypadkowego seksu jedynie po to, by ktoś je trzymał w objęciach.
Indagowane szczegółowiej, przyznawały, że właśnie tylko dlatego oddawały się mężczyznom, nie znajdując innego sposobu, żeby znaleźć się w uścisku ramion innej osoby. Jest to przejrzysty, choć żałosny przykład, ilustrujący różnicę między intymnością o zabarwieniu seksualnym a intymnością bez takiego zabarwienia. Mamy w nim do czynienia nie z intymnością cielesną prowadzącą do stosunków seksualnych, lecz ze stosunkiem seksualnym prowadzącym do intymności cielesnej, i to całkowite odwrócenie porządku nie pozostawia żadnych wątpliwości co do odrębności tych zjawisk.
Może warto się zastanowić, czy rzeczywiście warto w majestacie prawa zwalczać intymność. A może już niedługo obróci się to przeciwko nam? I nie chodzi tu o żadne zwyrodnienia i zboczenia. Przecież w większości jesteśmy normalni i potrzebujemy intymności, która jest w końcu częścią człowieczeństwa.