Najstarszy zawód w historii ludzkości od samego początku postrzegany był jako nieodpowiedni, a czasem nawet niemoralny. Etyka dawniej, jak i dziś, piętnowała ten rodzaj zarobkowania - nie wiedzieć czemu. Faktem jest, że w czasie, gdy państwem rządziła wiara nie było możliwości, aby coś takiego miało miejsce bytu. Podejmowano wszelkie działania mające na celu wyplewienie prostytucji ze społeczeństwa, notabene bezskutecznie.
Prostytucja przyjmowała coraz bardziej rozmaite formy, aż po dziś dzień, kiedy można zaobserwować wiele zjawisk doskonale wpisujących się w kanon.
Możliwości jest bardzo wiele. Istnieją liczne agencje towarzyskie, które oferują swoim klientom zwykle obsługę kompleksową. W tej formie, prostytucja jest jedynie dodatkiem, obok np. masażu, jaccuzi, baru oferującego wspaniałą bazę alkoholi, muzyki itd. Nie jest to oczywiście zasadą - standard zależy od wielu czynników.
Agencje mogą także oferować swoje usługi „z dowozem", reklamując się tym samym w Internecie, prasie lokalnej lub nawet prowadząc marketing bezpośredni. Ostatnio zaczepiły mnie panie z różowymi parasolami i zapraszały na drinka i striptiz. Dobry początek.
Ponadto wiele osób prostytuujących się podejmuje działalność indywidualną, rejestrując się na specjalnie tworzonych w tym celu forach internetowych, albo też jak w przypadku agencji - w lokalnych ogłoszeniach. Ciekawą formą jest także sponsoring.
W Polsce istnie jeszcze tzw. prostytucja uliczna, zjawisko bardzo negatywnie postrzegane, będące chyba najbardziej wulgarną odmianą tego zjawiska. Mowa tu przede wszystkim o tzw. tirówkach.
Jednak - jak wygląda sytuacja prawna w Polsce?
Generalnie prawo zakazuje prostytucji, ponieważ seksualność, zdaniem ustawodawcy, nie może być przedmiotem umowy cywilnoprawnej. Czym innym jednak jest zwyczajne, miłe spędzanie czasu - czyli usługi towarzyskie. Prawo tego nie zakazuje.
Są z tym powiązane oczywiście działania zakazane, jak sutenerstwo, stręczycielstwo, czy kuplerstwo. Jednak nie o nich mowa.
Sama prostytucja, jako taka, nie jest zakazana, ale nie jest też legalna. Zatem o ile nie dojdzie do złamania prawa, poprzez czyny wskazane powyżej, może odbywać się zupełnie bezproblemowo, gdyż została pozostawiona samej sobie. Z jednej strony jest to podejście bardzo wygodne, ponieważ temat jest niewygodny. Etyka w opozycji do ogromnej klienteli - ciężko wyrazić swój pogląd w sposób politycznie bezpieczny, nie mówiąc już o podjęciu jakichkolwiek działań, ażeby nie narazić się na „lincz". Patrząc na problem z drugiej strony, taki sposób myślenia jest bardzo niebezpieczny. Ułatwia działanie zorganizowanym grupom przestępczym, którym łatwo zatuszować nielegalność swych działań. Ponadto brak kontroli sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób.
Legalizacja prostytucji ma swoje oparcie w poglądzie, że prostytucji nie da się wyeliminować, dlatego społeczeństwo powinno ją regulować by w ten sposób zredukować jej niepożądane konsekwencje (na przykład takie jak choroby przenoszone drogą płciową, niewolnictwo seksualne czy zorganizowana przestępczość, która może spleść się z prostytucją w niekontrolowanych domach publicznych). Zwolennicy legalizacji twierdzą, że prostytucja jest aktem seksualnym, do którego dochodzi za obopólną zgodą stron, zatem nikt nie powinien się wtrącać w tego typu praktyki.
Gdyby jednak uznać prostytucję za działalność zarobkową, gdyż taką w rzeczywistości jest, można by ustanowić podatek od niej, zupełnie jak w przypadku każdej innej wykonywanej pracy. Wielu proponowało już takie rozwiązanie, zwykle ginęli gdzieś w tłumie. Mimo to - może warto się nad tym zastanowić?
W Niemczech legalny seksbiznes szacowany jest na 18 mld dolarów rocznie. Na Węgrzech, gdzie prostytucję także zalegalizowano, tamtejsze Centralne Biuro Statystyczne podaje, że roczny przychód z tego typu działalności to około 700 mln euro. Nie można się oszukiwać, że prostytucja nie istnieje. Jest to rynek dokładnie taki, jak wszystkie inne, ponieważ występuje zarówno popyt, jak i podaż. Dlaczego więc traktowany jest inaczej, żeby nie powiedzieć lepiej? Powinien być opodatkowany, zwłaszcza, że byłoby to niezwykle opłacalne dla budżetu państwa.
Wg wyników badań przeprowadzonych przez OBOP, stosunek Polaków do legalizacji prostytucji przedstawiał się do niedawna następująco: za legalizacją prostytucji w roku 1997 było 78% mężczyzn i 50% kobiet, a w roku 2001: 74% mężczyzn i 51% kobiet. Statystyka ta pewnie nie uległa większej deformacji w ostatnich latach, gdzie zatem leży problem?
Jak zawsze, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
I liczy się przede wszystkim interes własny, a nie publiczny. Politykom nie jest na rękę wchodzenie w konflikt z Kościołem, wolą pozostać (a przynajmniej większość z nich) neutralni. Poza tym, czy potrafimy sobie wyobrazić jak stojąc w Urzędzie Skarbowym słyszymy, że ktoś zajmuje się prostytucją? Sami piętnujemy takie osoby, wiec kto przy zdrowych zmysłach zdecyduje się na rejestrację tego typu działalności? Poza tym - po co płacić podatki, skoro nie trzeba?
Legalizacja prostytucji mogłaby, czysto teoretycznie, wprowadzić wiele pozytywnych zmian. Począwszy od załatania dziury budżetowej, przez poprawę jakości i bezpieczeństwa świadczonych usług, skończywszy na większej akceptacji społecznej dla osób prostytuujących się. Niestety na dzień dzisiejszy to tylko mrzonki. Polska cały czas nie dojrzała do tego typu zmian i każdy kto będzie próbował je wprowadzić w niedalekiej przyszłości, skończy jako „nieokrzesany rewolucjonista". Nie jest jednak powiedziane, że kiedyś mu się to nie uda.
Łukasz Heger