Żyć Dobrze

Miłość czy zakochanie?

Miłość czy zakochanie?

„Miłość to słowo używane do nazwania podniecenia seksualnego u młodych, przyzwyczajenia u ludzi w sile wieku i wzajemnego uzależnienia u starych"- John Cardi. Jeżeli wszystkie trzy składniki miłości, czyli namiętność, intymność i zaangażowanie, zaczynają się rozwijać równocześnie, w momencie poznania nowej osoby, to namiętność, jako składnik najintensywniej przybierający na sile, pojawi się najszybciej - jako dominująca cecha całego uczucia.

 

W języku potocznym mówi się tu o zakochaniu - intensywnym stanie uczuć opiewanym przez poetów, ale także określanym jako szybko przemijająca choroba (przez miłośników prozy). Intuicja potoczna wyraźnie odróżnia zakochanie od miłości.

Zakochanie jest ślepe, krótkotrwałe, daje silne uczucie szczęścia nieskalanego myślą i jest cokolwiek egoistyczne, a przynajmniej bardziej skoncentrowane na tym, kto kocha, niż na tym, kto jest kochany.

Miłość jest powolniejsza, trwalsza, mądrzejsza i bardziej się koncentruje na osobie kochanej niż kochającej, a oprócz szczęścia zawiera również ból. Literatura piękna przynosi liczne opisy takiej namiętności od pierwszego wejrzenia, uderzającej gwałtownie i nieoczekiwanie niczym piorun z jasnego nieba.

Zakochanie nie musi być pierwszą fazą miłości - przypływ namiętności może zdarzyć się nawet po długiej znajomości i być nieoczekiwanym rezultatem powoli narastającej intymności. Tak więc cały związek może rozpocząć się nawet od przyjaźni.
Co ciekawe, „starzy przyjaciele" bywają nie mniej zaskoczeni pojawiającą się w ich relacji zmianą niż kochankowie „od pierwszego wejrzenia". Ich nagła namiętność wcale nie musi być mniej ekscytująca.

Jednakże najbardziej typowy obraz miłości w naszej kulturze to miłość od pierwszego wejrzenia, rozpoczynająca się zakochaniem.

Miłość od pierwszego wejrzenia jest zresztą nie tylko stereotypem - około 50% badanych, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, stwierdza, że przeżyło ją co najmniej raz w życiu.

Romantyczne początki

Istotnym elementem zakochania jest pragnienie możliwie najczęstszych i najbliższych kontaktów z ukochaną osobą. Jeżeli więc zakochanie spotyka się z wzajemnością, a przynajmniej nie zostanie odrzucone przez partnera, naturalną konsekwencją rosnących kontaktów jest rozwój intymności. Oznacza to wejście w fazę romantycznych początków. Ta faza również jest raczej krótkotrwała, ponieważ silnie nagradzające połączenie gwałtownych rozkoszy namiętności z łagodnymi urokami intymności samo w sobie wzbudza skłonność do utrzymania i rozbudowy tak przyjemnego związku.

W rezultacie pojawia się decyzja partnerów o zaangażowaniu w utrwalenie związku, który jednak przestaje wtedy być romantyczny, a staje się w pełni dojrzałą miłością, czyli związkiem kompletnym.

Kolejność zdarzeń doprowadzających do zapoczątkowania stałego związku jest dosyć zgodnie opisywana przez różnych badaczy, którzy opierają swe opisy na subiektywnych sprawozdaniach osób badanych z przebiegu ich związków bądź też (rzadziej) na obserwowaniu rzeczywistych związków w trakcie ich powstawania.

Burgess i Huston przedstawili tę kolejność następująco:

  1. Partnerzy spotykają się częściej, na dłużej, w coraz bardziej różnorodnych sytuacjach.
  2. W przypadku rozdzielenia usiłują znowu być razem, co dostarcza im satysfakcji, jeśli się powiedzie.
  3. „Otwierają się" przed sobą nawzajem - wyjawiają tajemnice i łączą ich intymne kontakty fizyczne.
  4. Stają się mniej zahamowani i bardziej skłonni do dzielenia się uczuciami pozytywnymi i negatywnymi, do wzajemnego pochwalania się i ganienia.
  5. Rozwijają swój własny system porozumiewania się i doskonalą jego używanie.
  6. Narasta ich zdolność do zauważania i przewidywania punktu widzenia partnera.
  7. Zaczynają wzajemnie synchronizować swoje cele i postępowanie oraz wykształcają trwałe scenariusze wzajemnych kontaktów.
  8. Zwiększają wysiłek wkładany w związek, podwyższając w ten sposób jego ważność we własnej „przestrzeni życiowej".
  9. Coraz silniej odczuwają, że ich indywidualny interes jest nieodłączny od istnienia i jakości łączącego ich związku.
  10. Narasta ich wzajemne lubienie się, zaufanie i miłość.
  11. Zaczynają uważać swój związek za niemożliwy do zastąpienia, a przynajmniej za niepowtarzalny.
  12. Coraz częściej i silniej występują jako para (a nie dwie jednostki) w relacjach z innymi ludźmi.

 

Jeśli wierzyć literaturze, zwłaszcza tej sprzed XX wieku, miłość dopóty jest zjawiskiem interesującym, wartym opisu i artystycznej analizy, dopóki zachowuje swój romantyczny charakter. Z chwilą utraty tego charakteru (a więc wyjścia poza fazę zakochania i romantycznych początków) związek przestaje być dla kogokolwiek interesujący, nie wyłączając samych partnerów.

Najbardziej romantyczne są opowieści o romansach, które kończą się źle (przeważnie śmiercią jednego z partnerów, a jeszcze lepiej obojga) i nigdy się nie stabilizują. Opowieści o romansach udanych, które dobrze się kończą, dobiegają zwykle kresu przed ołtarzem, a więc w momencie kiedy miłość romantyczna ostatecznie przekształca się w miłość kompletną. Nie bez znaczenia jest tu zapewne fakt, że przeszkody, jakie mają do pokonania początkujący kochankowie romantyczni, są bardziej dramatyczne i widowiskowe od dość znojnych trudności, z którymi mozolą się partnerzy w późniejszych fazach związku. Tak czy owak, dla sztuki miłość najwyraźniej przestaje być interesująca z chwilą ustabilizowania się związku.

Kult miłości romantycznej jako jedynej, która jest warta przedstawiania przez sztukę i przeżywania przez ludzi, jest w naszej kulturze równie rozpowszechniony, co niedorzeczny, zważywszy, że przez znaczną większość życia kochamy swych partnerów w inny, nie romantyczny sposób. W rezultacie ani z powieści, ani z filmów prawie w ogóle nic dowiadujemy się, co interesującego można zrobić ze swą miłością, gdy przeminie jej romantyczna faza, jako jedyna opisywana w niezliczonych bajkach, powieściach, wierszach, filmach i piosenkach.

Co gorsza, stereotyp miłości romantycznej jako uczucia, które dzieje się „samo", właściwie bez wysiłku, a często nawet wbrew wysiłkom zaangażowanych w uczucie partnerów, rodzi katastrofalne w skutkach przekonanie, że również na inne formy miłości oddziaływać nie należy (bo wtedy miłość przestaje być „autentyczna") albo że po prostu nie daje się tego zrobić (jeżeli tylko miłość jest wystarczająco autentyczna).