Peugeot RCZ to odejście od tradycyjnego nazewnictwa we francuskiej firmie. W sumie to dobry pomysł dla produktu, który w swojej formie nie przystaje do tego co spotykamy na ulicach. Bo trudno nazwać „pofałdowany" dach, składający się jakby z dwóch półkul tradycyjnym. Spoglądając na niego z perspektywy tylnego spojlera można też mieć inne skojarzenia, ale te pozostawmy na twardym dysku pamięci osób mających sporą dawkę fantazji.
Do środka dostaniemy się przez ogromne drzwi. Na szczęście otwierają się bardzo szeroko. Wysokość otworu przez który wsiadamy nie jest przeznaczona dla koszykarzy. Będąc nawet średniego wzrostu trzeba zwinąć się w embrion i bez skutków ubocznych w postaci guzów na głowie dopiero wtedy wygodnie wrzucimy swoje cztery litery na fotel. A ten jest prima sort. Świetnie wykonany, z dobrej jakości skóry, z emblematem firmowym i nazwą wersji modelu na wysokości zagłówka. Wszystko wykonane z najwyższą starannością. Zresztą całe wnętrze jest tak zrobione. Dbałość o szczegóły w modelu RCZ powinna stanowić wzór dla niemieckich i japońskich producentów.
Czułość układu kierowniczego daje nam idealnie znać o tym co dzieje się na drodze. Wszakże przednie zawieszenie nie do końca daje sobie radę z nierównościami /duże koła przenoszą sporą dawkę hałasu do środka/ to już jazda po gładkiej jak stół nawierzchni jest ogromną przyjemnością. Świetnie pracuje skrzynia biegów. Zabawa drążkiem prowokuje do tego, by ciągle z niego korzystać. Średnie spalanie podczas całego testu wyniosło 10 litrów benzyny na 100 kilometrów.
Wydajemy na samochód prawie 150 tysięcy złotych. W zamian dostajemy niebanalny wygląd, świetne wykonanie i uczucie, które sprawia, że chce się budzić, zjeść śniadanie, zabrać to co niezbędne w zaplanowaną podróż i wskoczyć do Peugeot RCZ Asphalt. Odpalić silnik i pomknąć przed siebie w dobrze skrojonym wnętrzu. I tak codziennie z uśmiechem od ucha do ucha. To naprawdę jest przyjemne. Patrząc na kierowców z innych aut i na ich posępne miny z rana jesteście jak wygrana na loterii. Nic tak nie poprawia humoru jak świadomość, że jedziecie samochodem, których jest nie więcej niż 1000 egzemplarzy. No i zabawa tylnym spojlerem na światłach - bezcenna.
Sławomir Herman