Żyć Dobrze

Starość nie radość ale…

Starość nie radość ale…

W każdym z krajów rozwiniętych starość będzie wyglądała inaczej. Znakomitą ilustracją tych różnic jest to, jak zachowują się na emeryturze Niemcy, a jak ich najbliżsi wschodni sąsiedzi, czyli ... my.

 

Zaawansowani wiekiem Niemcy tłumnie zwiedzają świat, pojawiając się w zwartych i zawsze doskonale zorganizowanych grupach dosłownie na całym świecie. Nasi staruszkowie, o ile żyją, a panom zdarza się to po przekroczeniu pewnego wieku nieczęsto, zwiedzają co najwyżej swoje działki albo najbliżej położony kościółek, o ile uda im się tam dojść.

Akurat w Polsce starość to nie radość.

Gdzie indziej, w rozwiniętych demokracjach, niekoniecznie to przysłowie się sprawdza. Obojętnie jednak jak ta starość będzie wyglądać, radośnie czy nie, z pewnością będzie coraz łatwiej dostrzegalna.

Emerytów, jak powszechnie wiadomo, przybywa na Zachodzie w zastraszającym tempie. W 2030 roku na sto osób w wieku produkcyjnym będą przypadać 53 osoby w wieku emerytalnym w Szwajcarii, 47 we Włoszech, 46 w Niemczech, 43 w Grecji, 43 w Belgii, 42 w Hiszpanii, 40 w Holandii, 39 w Norwegii, 38 w Czechach, 33 w Polsce i 26 w Irlandii . Europa, jak widać, stanie się lądem ludzi starych.

W Stanach Zjednoczonych nie będzie inaczej - już obecnie „kategoria" osób powyżej 65 roku życia jest tam bardzo rozbudowana i zalicza się do niej ponad 14,5 miliona mężczyzn i 20,5 miliona kobiet. W 2030 roku na 100 Amerykanów w wieku produkcyjnym przypadnie co najmniej 25 emerytów.

Obecnie najszybciej rozbudowuje się grupa w wieku przedemerytalnym, a zatem bezpośrednie zaplecze przyszłych „staruszków"

Między rokiem 2000 a 2010 populacja 55-64-latków powiększy się o 48%, a segment wiekowy 25-54-latków zaledwie o 2%15. Wiele zatem zależy od tego, w jakiej kondycji uda się nam dotrwać do starości, jak zamierzamy ją spędzić, czy stać nas będzie, z racji rozsypywania się systemów emerytalnych, na aktywne, twórcze życie, oraz od tego, jak nas potraktuje wtedy reszta społeczeństwa.

Do tej pory w cywilizacji zachodniej, szczególnie w krajach katolickich, starość traktowano jako zmierzch życia, jako wyrok skazujący na bycie uzależnionym od innych, na wykluczenie z życia publicznego, na choroby, na brak aktywności w szeroko rozumianej sferze konsumpcji i rozrywki. Jednak wszystkie te nieszczęścia wieku emerytalnego zdają się dzisiaj odchodzić w niebyt za sprawą ideologii nowego starzenia się (albo starzenia się po nowemu), choć właściwszy byłby tu raczej jakiś termin, który ze słowem „starzenie" nie ma nic wspólnego.

Niestety, język polski zawiera właściwie tylko synonimy o negatywnych skojarzeniach ze słowem „starzenie" (choćby nieszczęsne posuwanie się w latach), niech zatem pozostanie tak, jak już jest. Nowa ideologia starzenia się w społeczeństwach zachodnich została wykreowana przez przemysł rynkowy i agendy kultury konsumpcyjnej.

Skoro osób w wieku emerytalnym i przedemerytalnym jest i będzie coraz więcej, a w końcu staną się one grupą dominującą (co jest swoją drogą z wielu powodów zjawiskiem zatrważającym), to czas zacząć traktować tę kategorię społeczną lepiej - przecież to „przyszły" najważniejszy klient. Żeby jednak stać się klientem, trzeba - jak wiemy - okazywać jakieś potrzeby. A jakie potrzeby mogą okazywać staruszkowie, skoro mają za sprawą uszczerbków na fizyczności ograniczone możliwości, niewiele im się już zachciewa, a o wykreowaniu wśród tej grupy nowych potrzeb konsumpcyjnych można po prostu zapomnieć?

Na deskorolkach jeździć raczej nie będą, w dubbing się nie zaangażują, na koncert jakichś przyszłych odpowiedników Britney Spears nie pojadą.

Stop! Ale czy na pewno?

Czy nie uda się wykonać jakiegoś chytrego manewru, który zmieniłby podejście całego społeczeństwa do starzejących się ludzi i uczyniłby z emerytów doskonałe, samobieżne jednostki kupujące? Wielu socjologów przyklasnęłoby zapewne opinii (ja do pewnego stopnia także), że traktowanie ludzi starszych jako kategorii pozostającej poza zainteresowaniem rynku to tylko kwestia obowiązującej do tej pory ideologii. Ludzie starsi po prostu dostosowywali się dotąd do niej i zachowywali tak, jak stereotypy starości nakazywały: chorowali, byli apatyczni, marudzili bezustannie, czuli się niepotrzebni, usuwali w cień i w końcu marli. Ale, zauważmy, to tylko ideologia.

Co prawda jest ona nośna i tradycyjna, a ponadto osoby w wieku zaawansowanym mają tendencję dostosowywania się do wzorców zachowania, które owa ideologia lansuje. Ale gdyby tak w niej zamieszać? Ha, a gdyby tak odwrócić ją o sto osiemdziesiąt stopni? Pomyślmy.

Najgorzej jest z ciałem

Ciało jest najbardziej widocznym wskaźnikiem starzenia, a jednocześnie głównym narzędziem kultury konsumpcyjnej. Bez ciała nie da się konsumować, a zatem agendy rynku muszą coś z tym starzejącym się ciałem zrobić. I robią. Zauważmy, że jeszcze sto lat temu znaczenie terminu „starzec" znacząco odbiegało od dzisiejszych norm.

W opublikowanej w 1901 roku książce pod wiele mówiącym tytułem „Co mężczyzna po czterdziestce piątce wiedzieć powinien" znajdują się takie oto informacje na temat zachowań i cech owego czterdziestopięciolatka: wyobraźnia działa lepiej niż u młodzieńca, siły intelektu niepomiernie wzrastają, wzrasta niepomiernie ogólna użyteczność człowieka, lecz - niestety - pasja erotyczna staje się pieśnią przeszłości. Dzisiaj pieśnią przeszłości jest nie tylko pożądanie i pragnienie doznań erotycznych, które za sprawą problemów z ich realizacją i odestetycznieniem starego ciała rzeczywiście przynależą tylko do sfery młodości, ale także najwyraźniej kruszeje wyobraźnia, intelekt słabnie, a człowiek, z racji nienadążania za nowinkami i niemożnością ustawicznego uczenia się, najzwyczajniej staje się niepotrzebny.

Jednak starość czterdziestopięciolatka i starość siedemdziesięciolatka to dwie zupełnie różne sprawy

O ile oczywiście ktokolwiek uzna dzisiaj czterdziestolatka(ę) z hakiem za staruszka. Zdolności intelektualne i wyobraźnia, które czynią z człowieka znakomity cel producentów i handlowców, zależą przede wszystkim od zdolności ciała, które po sześćdziesiątce piątce słabnie znacznie bardziej niż po czterdziestce.

Krótko mówiąc, na emeryturze ciału już się nie chce, a wraz z ciałem nie chce się umysłowi. Ale ciało w wieku XXI można naprawić. Z ciałem można wyczyniać niestworzone chirurgiczne i kosmetyczne historie. Można przekonać ludzi, by traktowali swoje ciała (które oczywiście kiedyś się zestarzeją) jako coś, co należy systematycznie reperować, aby konsumować tak samo albo nawet lepiej na emeryturze, która najprawdopodobniej będzie długa, oj długa. Szczególnie jeśli chodzi o kobiety. Jeżeli Amerykanka nie doświadczy do pięćdziesiątki raka albo zawału, to ma realne szanse dożycia dziewięćdziesiątki. To kawał żywota. Jakieś 30 lat na emeryturze, których bez konsumpcji, szczególnie jak już się człowiek przyzwyczaił, spędzić nie da rady. A zatem emeryt nie może być dłużej chrzczony mianem niedołężnego dziadka czy babki.

Emeryt epoki konsumpcyjnej to flexi-emeryt - elastyczny obywatel z dużą ilością wolnego czasu, którego gniazdo opuściły już dzieci, a zatem może sobie do woli powydawać na siebie. To przedstawiciel kategorii trzeciego wieku, która jest chętna do zakupów i do nauki nowych rzeczy. Obecnie nienasyceni producenci i socjotechnicy konsumpcji stymulują odejście od pojmowania starości jako - nie przymierzając - dziadostwa, niedołęstwa, bierności, zależności i czekania na śmierć, w kierunku niezależności, witalności, bycia zdrowym i sexy.

Wszystkie pola seniorskiej aktywności mają być odtąd osobistym, indywidualnym, konsumenckim doświadczeniem, łącznie ze śmiercią (z nią akurat polscy emeryci radzą sobie świetnie, zawczasu i za życia wybierając trumnę i wykupując miejsce na cmentarzu).

Czy to źle?

Stephen Katz i Barbara Marshall, kanadyjscy socjologowie zajmujący się „nową starością", czarno to widzą . Uważają oni, że osoby starsze muszą się zmierzyć z nieuchronnym przecież starzeniem się bez jednoczesnego bycia starym. Jednym z fundamentalnych elementów tego niemożliwego do wykonania zadania jest sprawne i dziarskie uprawianie seksu.

Jednakże chociaż seks jest podstawą przyjemności życia to może z czasem uda się go zrekompensować choćby zwiększoną konsumpcją.