Moto Sfera

Szatan na kołach ma na imię Dragster

Szatan na kołach ma na imię Dragster

Prędkość 180km/h po pierwszej sekundzie od ruszenia, długość 9 metrów i silnik odrzutowy. To nie są dane małego samolotu. Takimi cechami charakteryzuje się tzw. Top Fuel, czyli najmocniejsza klasa dragsterów.

 

Wyścigi takich maszyn są w naszym kraju mało popularne, chociaż przeciętny Polak zapewne wie, czym jest dragster. To zazwyczaj długie i smukłe pojazdy kołowe o przeogromnej mocy. Ścigają się one jedynie w linii prostej o długości jednego z dwóch przyjętych standardów. Mają one odpowiednio 402 metry (tzw. quarter mile) lub 300 metrów. Drugi dystans jest stosowany głównie w przypadku wspomnianych już wcześniej maszyn Top Fuel. Za takim rozwiązaniem przemawiają względy bezpieczeństwa. Te potężne pojazdy po przejechaniu wspomnianych 300 metrów często są rozpędzone do prędkości 500km/h. Dłuższe odcinki stawały się zbyt niebezpiecznie, szczególnie że dragstery są przystosowane do bardzo raptownego hamowania na możliwie krótkim odcinku. Sam proces jest wspomagany małymi spadochronami. Rzeczą oczywistą jest, że utrata kontroli nad takim pojazdem może skończyć się tragicznie, stąd zaprzestano dopuszczania osiągania zbyt wysokich prędkości przez dragstery.

Szatan na kołach ma na imię Dragster 

Czy to aby na pewno wyścig?

Zapewne nasuwa się Wam już myśl, że maszyna o takiej mocy (czasem posiadają nawet 8000 KM pod maską) pokonuje wspomnianą trasę w kilka sekund. Dokładnie tak jest. Na takim odcinku wyścig trwa tyle, co mrugnięcie okiem, a samochody nie są nawet w stanie rozwinąć maksymalnej mocy. Nawet przygotowanie samej maszyny do takiego szaleńczego pędu trwa dłużej, niż sam wyścig. Jedną z koniecznych procedur jest, na przykład, starcie tylnich opon, żeby zwiększyć przyczepność maszyny. Nasuwa się zatem pytanie:

 

Co w tym emocjonującego?

Można na to odpowiedzieć złośliwie i lakonicznie, że wyścigami dragsterów interesują się głównie Amerykanie, którzy dla nas, Europejczyków, mają nieco egzotyczne preferencje sportowe. Jeżeli jednak pasjonuje nas motoryzacja, to z pewnością z zainteresowaniem spojrzelibyśmy na dragstery od strony technicznej. Do mało których pojazdów kołowych montuje się silniki odrzutowe (oczywiście większość posiada silnik tłokowy). Ponadto osiągi i rozwiązania techniczne stosowane przy dragsterach w niewielkim stopniu przypominają te z samochodów spotykanych na ulicach miast.

Natomiast, jeżeli mamy w sobie małe dziecko, to zapewne groteskowe, dziewięciometrowe dragstery urzekną nas efektami, jakie towarzyszą ich wyścigom. Jest to swoiste show. Efektowny wygląd maszyn, które często mają widoczne, buchające dymem i ogniem silniki. Do tego dochodzi swąd palonych opon i niepowtarzalny odgłos dochodzący nawet do 150dB. Właściwie, dźwięk, który wydaje z siebie Top Fuel jest nie tylko słyszalny, ale też odczuwa się ciałem jego wibracje. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że rywalizację dragsterów ogląda się w stoperach do uszu, które często są rozdawane widowni przez organizatorów wydarzeń. Można powiedzieć, że wyścigi dragsterów są tym dla standardowych wyścigów, czym wrestling dla sportów sztuk walki.

 Szatan na kołach ma na imię Dragster

 

Ile to kosztuje?

Bardzo dużo. Sam pojazd to około pół miliona dolarów. Po wyścigu maszyny bardzo często wymagają kapitalnego remontu, poczynając od wymiany opon, na silniku skończywszy. Do tego należy doliczyć wyjątkowo duże zużycie paliwa. Wliczając rozgrzanie sinika, przygotowanie i sam wyścig, maszyna spala nawet ponad 100 litrów cennej cieczy. To jest także jedna z przyczyn długości dragsterów. Jest konieczne, by posiadały duże zbiorniki na paliwo.

Podsumowując, jeżeli lubimy efektowne maszyny i nie odstrasza nas fakt, że cała zabawa trwa krócej, niż zdążymy pomyśleć, iż właśnie się zaczęła, to warto zainteresować się wyścigami dragsterów. Jeżeli jednak nie jesteście do końca przekonani, czy jest to ciekawe, obejrzyjcie filmy w Internecie, gdzie pasjonaci udokumentowali, czego potrafią dokonać dragstery.

Karol Sywec