Salon Motoryzacyjny w Genewie nie po raz pierwszy nas zaskakuje. Każdego roku bowiem podczas tego wspaniałego święta motoryzacji pokazywane są nowe modele, nie tylko produkcyjne, ale i czysto koncepcyjne. Tym razem to właśnie Toyota postanowiła błysnąć przedstawiając światu model KIKAI.
Samochód ten na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie nieco pokracznego. Może właściwie nawet przerazić oglądających - czyżby tak miała wyglądać przyszłość motoryzacji? Nic z tych rzeczy… cel bowiem, dla którego powstała Toyota KIKAI był zupełnie inny.
Auto zostało zaprojektowane w całości tak, by jak najlepiej uwidocznić piękno maszyn. A na czym innym polegałoby piękno maszyn, gdyby nie na zaawansowaniu technicznym i całej mechanice, która dopracowana co do najmniejszej śrubki pozwala nam mknąć ulicami naszych miast. I właśnie tym jest KIKAI - hołdem dla mechaniki!
Fani coraz to bardziej rozrośniętych SUVów z pewnością głowią się gdzie podziała się karoseria tej szkarady. Ta zaś została ograniczona do absolutnego minimum - by podkreślić znaczenie wszystkich tych elementów, których zwyczajnie w większości aut nie widać.
Z przodu samochodu zobaczymy… chłodnicę, system kierowniczy, hamulce oraz aluminiowe zawieszenie. To zdecydowanie coś fajniejszego niż jakiś wypucowany grill i logo marki.
Z tyłu zaś widoczne są także elementy zawieszenie i hamulce, a także zbiornik na paliwo, chromowany system wydechowy i moduł hybrydowej jednostki napędowej - w końcu Toyota nie mogła zapomnieć o swoim mocnym atrybucie.
Toyota KIKAI jest zatem kolejny autem w hybrydowej rodzinie japońskiej marki, a dzięki temu cechuje się cichą i wygodną pracą, a także niskim spalaniem w obszarach miejskich. Napędzana jest bowiem przez silnik elektryczny oraz spalinowy o pojemności 1,5 litra. Ten trzymiejscowy samochód posiada także automatyczną przekładnię, co chyba nikogo nie dziwi.
Żeby jednak udziwnień nie zabrakło, Japończycy zamontowali w swoim aucie koncepcyjnym drzwi przesuwne, zaś fotel kierowcy został umieszczony po środku pojazdu. Ale i to nie jest koniec!
Ponieważ KIKAI jest hołdem dla mechaniki zadbano też o dobrą widoczność pracy wszystkich podzespołów - także z wnętrza pojazdu. Sporych rozmiarów powierzchnia szyb to jedno, ale małe okienka przy stopach kierowcy to już zupełnie inna bajka. Mają one zapewnić podgląd ruchu opon i zawieszenia oraz przesuwającej się pod samochodem nawierzchni drogi.
Nie martwcie się jednak - samochód swojej wersji produkcyjnej prawdopodobnie nie doczeka nigdy i jest raczej popisowym numerem w wykonaniu Japończyków, aniżeli wizją przyszłości, jak to często bywa w przypadku aut koncepcyjnych.
Jedno trzeba oddać - Toyota KIKAI zwraca na siebie uwagę.
Łukasz Heger