Volkswagen Amarok - czy ktoś o nim słyszał? Samochody, które Volkswagen produkuje od wielu lat, a które są odnośnikami w swoich klasach dla konkurencji pojawiają się na rynku praktycznie po delikatnych modyfikacjach. Zawsze wiemy, że mamy do czynienia z Golfem lub z Passatem. Teraz spróbujemy przyzwyczaić się do obecności pick-upa pochodzącego z Argentyny nazwanego Amarok.
W języku Eskimosów znaczy to mniej więcej tyle co po polsku wilk. Czy to cacko, które było dopieszczane przez ostatnie lata i które sprawdziło się jako samochód transportowy podczas ostatniej imprezy dakarowej może czymś nas zaskoczyć?
Już na sam widok mamy ochotę do tego, aby go bliżej poznać. Przede wszystkim wygląda bardzo solidnie i tak trochę po amerykańsku. Szczerze mówiąc to konkurencja wygląda na jego tle blado. Toyota Hilux i Mitsubishi L200, którym nie można odmówić tego, że są pick-upami z krwi i kości wyglądają jak zestawienie słonia z mrówką. I nie chodzi tutaj o dzielność w terenie, o której napiszę w dalszej części, ale o wielkość. Przy VW Amaroku spokojnie może stanąć jedynie Nissan Navara, bo też jest bardziej wyrośnięty od pozostałych. Spróbuję teraz przebrnąć przez detale nadwozia niemieckiego pick-upa. Przód patrzy na innych użytkowników dróg bardzo zdecydowanym wzrokiem. Jest ostry , zadziorny i wiadomo na pierwszy rzut oka , że nie ma z nim żartów.
Tył też solidny z charakterystycznymi lampami, chromowanym zderzakiem i wysoko uniesioną linią załadunku. Niestety patrząc z boku na Amaroka widzę ....Forda. Takie to trochę kanciaste i te uwypuklone błotniki nie za bardzo pasują do całości. Fajnie, że zdecydowano się na przyciemniane szyby w tylnej części kabiny, ale to i tak nie wpływa na końcową ocenę nadwozia. Pick-up musi być duży, charakterystyczny w każdym centymetrze , bo inaczej nie warto sobie nim zawracać głowy. Amarok prawie stuprocentowo zaspakaja właściciela swoim wyglądem. Nie ma żadnego wstydu podjeżdżając nim do Teatru, czy też do dużej piaskownicy. Osobiście poddałbym go jeszcze pewnym modyfikacjom, ale niech mu będzie. No i te wielkie logo koncernu - strasznie nachalne.
Do środka niemieckiego pick-upa wrzucono elementy z innych Volkswagenów i tak powstało całkiem przytulne miejsce pracy kierowcy. Dwustrefowa klimatyzacja, skórzana kierownica, czytelne zegary - zupełnie jak w osobówce. Nawet miejsca jest sporo. Na dodatek fotele pokryto bardzo ciekawym materiałem. Na długich trasach wszystko zagrało idealnie, a przecież ten pick-up to pojazd zbudowany na tradycyjnie ramie, czyli tak jak przystało na prawdziwego twardziela. Ciekawostką w przypadku Amaroka jest fakt, że można sobie zamówić wersję light i wersję hardcorową. Pod maskę wsadzono silnik diesla z podwójnym turbodoładowaniem o mocy 163 KM. Szczerze - dla nie mało. Moment obrotowy oczywiście zacny bo 400 Nm, ale moc prawie nieodczuwalna. Jedyne co warto podkreślić to zużycie paliwa. Niecałe 9 litrów oleju napędowego to niewiele, tym bardziej, że na dworze podczas testów panował siarczysty mróz. Wszystko przekazywane na koła przy użyciu sześciobiegowej skrzyni biegów /na szczęście nie przeszkadzała za bardzo/. Wszelkiego rodzaju mechanizmy różnicowe, napęd, blokady spisały się dobrze, choć przyznaję się do tego, że nie byłem zachwycony elektronicznymi przełącznikami. Dla prawdziwych twardzieli powinna być dodatkowa wajcha.
Amarok może być prawdziwym wołem roboczym. Na pace zmieści się euro-paleta, co czyni go samochodem bardzo pojemnym. Z praktycznych cech przez grzeczność wymienię jeszcze gniazdko na prąd w skrzyni ładunkowej oraz gniazdko u góry tablicy rozdzielczej, schowki w drzwiach, szuflady pod fotelami, oraz możliwość złożenia tylnych siedzeń.
VW Amarok to udane dzieło, które świetnie wpisuje się w krajobraz pick-upów dostępnych na polskim rynku. Co poniektórzy mogą mu pozazdrościć wyglądu, dobrego wykonania i praktyczności. Niestety jak to Volkswagen karze sobie za to wszystko słono zapłacić. No i ten transport z Argentyny....
Sławomir Herman Moto-TV