Wbrew temu co sugeruje tytuł nie chodzi o zakup gadającej papugi ani o markową, drewnianą protezę nogi, którą mógłbym wystukiwać rytm pirackich pieśni. W błędzie będą także ci, którzy podejrzewać mnie będą o zmianę akcentu a’la Jack Sparrow. Odstawmy więc domysły na bok i przejdźmy do faktów. Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o… rum! Ulubiony napitek wszystkich wilków morskich, a od jakiegoś czasu także i mój.
Rum nieodzownie kojarzy się z marynarzami, korsarzami i piratami. Początkowo z melasy uzyskiwano tzw. praprzodka rumu zwanego tafia. Wraz z rozwojem techniki destylacji i przechowywania otrzymywano coraz to lepszy jakościowo trunek. Według tradycji pierwszy prawdziwy rum wyprodukowano na Barbadosie. W swoim pierwszym wcieleniu był napitkiem lokalnym, którym uśmierzano ból fizyczny i którym „zapijano” ból egzystencjonalny. Niska cena oraz dostępność sprawiły, że zasmakowali w nim marynarze. Od tej pory rum stał się nieodłącznym towarzyszem ich morskich wypraw.
Wśród wszystkich dostępnych marek rumu szczególnie upodobałem sobie tą z nietoperzem na etykiecie. Znawcy rynku zapewne domyślą się, że chodzi o Bacardi, największego rumowego potentata na świecie. Poza niepowtarzalnym smakiem i subtelnym aromatem, Bacardi posiada niebanalną historię, która trwa nieprzerwanie od ponad 150 lat.
Założyciel rumowego imperium urodził się w 1814 r., nazywał się Facundo Bacardi Masso. Podobnie jak większość dzisiejszej polskiej młodzieży wziął sobie do serca słowa, że emigracja to nie dramat, ale szansa. Wyemigrował i osiedlił się na Kubie, jednej z ostatnich hiszpańskich kolonii w XIX w. Hiszpan nie musiał zaczynać swojej kariery od zmywaka. Przeciwnie! Dobrze się ożenił, opracował rewolucyjną technikę destylacji rumu i wraz ze wspólnikiem założyli w Hawanie destylarnię. Nietoperz znalazł się w godle firmy ze względu na to, że wiele z tych ssaków osiedlało się w jaskiniach, w których leżakowały beczki z rumem.
Romantycznym rysem w historii rodu było polityczne zaangażowanie się syna Facunda, Emila, w walkę o niepodległość Kuby. W 1894 r. wybuchło powstanie antyhiszpańskie, które zaowocowało wyzwoleniem Hawany z rąk Hiszpanów i mianowaniem Emilia pierwszym postkolonialnym burmistrzem stolicy Kuby. W walkach powstańczych uczestniczyli także Amerykanie. Jak głosi legenda to jankescy oficerowie jako pierwsi zmiksowali rum Bacardi z colą, tworząc popularnego drinka. Napój będący symbolem amerykańskiego kapitalizmu w połączeniu z kubańskim rumem stworzył słodką mieszankę, którą wznoszono toast „¡Por Cuba Libre!”.
Po 1952 r. władze na Kubie przejął dyktator Fulgencio Batista, a rodzina rumowych potentatów ponownie zaangażowała się w walkę o wyzwolenie Kuby z rąk satrapy. W tym celu wsparła największego przeciwnika Batisty – Fidela Castro Ruiza. Klan Bacardich nie przewidywał, że Castro i jego „brodacze” zarazili się marksizmem. Kiedy Fidel doszedł do władzy zaczął konsekwentnie wprowadzać komunistyczny porządek na wyspie poprzez ograniczanie prywatnych inicjatyw i nacjonalizację przemysłu.
Firma Bacardi była zmuszona opuścić swój kraj i kontynuować działalność na obczyźnie. Obecnie jej siedziba znajduje się na Bermudach, a na czele zarządu zasiada Facundo Bacardi L., praprawnuk założyciela rumowego imperium. Również kubańscy producenci rumu na emigracji tacy jak: Matusalem, South Bay Rum czy Miami Club podkreślają swoje kubańskie korzenie i duży nacisk kładą na tradycje firmy. Producenci Matusalema w jednym ze swoich haseł wyraźnie odwołują się do historii emigracji, w wolnym tłumaczeniu brzmi ono: „Karaiby nigdy nie widziały takiego pirata jak Fidel. Ukradł wyspę, a wyrzucił skarb”. Mimo wysokich ocen czy nagród w porównaniu z Bacardi wspominane firmy są średniakami albo maluchami.
Rodzina Bacardich nieustannie wspiera niepodległościowe działania na Kubie i finansuje ich działalność. Kupując więc rum spod znaku nietoperza nie mogę zostać oskarżony o spożywanie alkoholu, moim celem jest walka o wolną Kubę, a to cel, który uświęca środki. Jako zagorzały antykomunista muszę stwierdzić, że walka z marksizmem nigdy nie była przyjemniejsza. W końcu i w naszym kraju „obalano” komunę. Nie pozostaje mi więc nic innego jak sięgnąć po szklaneczkę mojego ulubionego rumu i wnieść toast „¡Por Cuba Libre!”.
Bartek Orzechowski